Gorąca herbata z cytryną parzyła wargi. Siedziałam okryta miękkim, świeżo wypranym kocem, a w kominku wesoło strzelały iskry.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale często w takich momentach przypomina mi się historia pana Grzegorza Włodeckiego – bezdomnego, który przez odmrożenia czwartego stopnia stracił obie stopy.
Jest mi dobrze, mam wszystko. Moje stopy przyjemnie grzeją się pod warstwami różnych okryć. Dlaczego więc, zamiast cieszyć się tym błogim stanem, tak intensywnie myślę o obcym mi człowieku, i przysiąc mogę, że czuję fizyczny ból?
To wszystko ona. Błogosławieństwo i przekleństwo w jednym – moja wyobraźnia.
Gdy daję jej przejąć stery, to płynę w dziwne kierunki; w nierzeczywistość tak rzeczywistą, że pulsujące krwią czubki palców stóp nagle czują kłucie bezlitosnego mrozu. Mrozu, który promieniuje aż do samej duszy. I tonę w tym nieistniejącym oceanie nicości, dławiąc się żalem.
Fale targają mną i wiem, że już nie zasnę.
A potem – nawet nie wiem kiedy – te same fale wrogich, zimnych wód, wyrzucają mnie na ląd całkiem inny; gdzie rozciągający się przede mną horyzont jest jasny i szeroki. I wody magicznie też się zmieniają – ocieplają przyjemnie i przybierają barwę turkusu. Jest tak pięknie, że nie chcę wracać; ciekawe, że tu też przywiodła mnie ona – wyobraźnia. Mój statek widmo.
Historia pana Grzegorza jest smutna, ale ma swoje szczęśliwe zakończenie – stracił stopy, ale na szczęście dostał protezy – a przecież, gdy jest się bezdomnym, to wcale nie takie oczywiste. Ze swoją charyzmą, wdzięcznością i wewnętrzną radością, mam pewność, że szybko nauczył się w nich chodzić i kontynuuje swoją wędrówkę przez życie – wędrówkę, na której stracił stopy, ale nie uśmiech.
A ile jest historii szczęśliwych, mających smutne zakończenie? Ilu jest takich, co idą na własnych nogach, albo są wiezieni złotą karocą, ale strach w sercu sprawia, że ich życiowa podróż bardziej przypomina przeprawę przez pole minowe, gdzie przed każdym krokiem trzeba wstrzymać oddech? Niepewni. Nieszczęśliwi.
Ilu jest takich, co mimo otaczającego ciepła, czują przeszywający chłód? – Ja spotykam ich wielu.
Spontaniczne rejsy statkiem widmo są nieuchronne i jedyną chyba radą jest przejęcie jego sterów – to w końcu nim ludzkość dopłynęła do nieznanych lądów, gdzie wynalazła szczepionki, kuracje anty-nowotworowe, i protezy stóp. Lądów, które wciąż skrywają tak wiele.
Weźmy te stery i płyńmy, i to wcale nie koniecznie tam – przecież zawsze możemy obrać kurs, tak po prostu, na szczęście.
Gorąca herbata z cytryną parzyła wargi. Siedziałam okryta miękkim, świeżo wypranym kocem, w kominku wesoło strzelały iskry, a ja zacumowałam okręt i wróciłam do rzeczywistości. Wyobraźnia ludzka bogata jest w niezliczoną ilość szuflad – wystarczy je tylko otworzyć.
Pierwsze zdanie: Joanna Wekwejt.
Ostatnie zdanie: Dominika Cuda.
Wszystko pomiędzy: Klaudia Komorowski aka Wnuczka Siesickiej.