Wybierając sobie fajny cel, zwykle widzimy tylko ten cel sam w sobie – jego blask mieni nam się w oczach i skutecznie zaślepia wszystkie cienie – cienie przez które przyjdzie nam się przeprawić, jeśli zdecydujemy się na ten cel obrać kurs. Rodzi się w nas motywacja – to coś ze środka, co każe nam gnać – każe gonić błyski.

A gdy błyski gasną i – i tak nieznaną nam ścieżkę – nagle spowija mrok, to potykamy się i miotamy. I źle się dzieje, bo czujemy strach, a w nas samych zaczyna się toczyć nierówna walka między chceniem, a niechceniem. I gdy, rzadko z resztą, chcenie wygra z niechceniem, to rodzi się dyscyplina. Dyscyplina – kawał wykonanej pracy, pomimo śladowego do niej zapału. Dyscyplina – jedyna godna zastępczyni motywacji; najwyżej ceniony towar, którego nie da się kupić za żadne pieniądze.

A czasem musi być i tak, że nam nie idzie – jakby wszechświat krzyczał, że to nie dla nas. A, na domiar złego, na mrocznej drodze spotykają nas jeszcze inne, straszne rzeczy – znęcają się, mieszają z błotem, łamią kości i charaktery.

I czasem musi być tak. I nie ma co się martwić, bo kości się zrastają. I charaktery – też. I nagle okazuje się, że ta cała paskudna droga do celu, jest cholernie potrzebna. Że musi nas tak brutalnie połamać, po to tylko żebyśmy odbudowali się na nowych i silnych – na takich, którzy zdołają udźwignąć swój cel, bo wcześniejsi my zwyczajnie nie dalibyśmy rady.

Do wielkich rzeczy trzeba być wielkim – dajmy sobie czas na to, żeby dorosnąć.

I ładnie wygląda uśmiech na podium, czy obraz na ścianie; miło stawia się ostatnią kropkę skończonej książki – i to są te błyski – błyski, dla których człowiek się czołga przez mrok. Błyski polerowane ścierką nasączoną potem i łzami.

Pot i łzy to część produktu końcowego. Nie wstydzę się ich, bo czasem musi być i tak, że człowiek się napoci i sobie popłacze.

Ale błyski gasną?
Nie – to, że ich nie widać, nie znaczy, że zgasły. 
One tam są.
Wiem, że niemiło tu i ciemno, ale dam radę.

Bo czasem zwyczajnie musi być i tak.

Po drodze zgubiłam gdzieś siebie.
Nie szkodzi – później się znajdę. Żeby tylko dyscypliny nie zgubić.

Idę w swoją stronę. Trochę rąk macha mi na drogę, ale widzę też wyciągnięte w moją stronę środkowe palce. Nie szkodzi – przecież tak też czasem musi być.

Klaudia Komorowski aka Wnuczka Siesickiej

Udostępnij felieton na:

Related Posts

Join Our Newsletter

Scroll to Top